Matką już byłam

O tym, jak starsze dziecko opiekuje się młodszym rodzeństwem i jakie to może dla niego mieć konsekwencje w dorosłym życiu.

Oli nikt nie pytał, czy chce mieć braciszka, ale od chwili jego przyjścia na świat wprzęgnięta była do opieki nad nim. Teraz, jako dojrzała kobieta wbrew wszelkim namowom rodziny i przyjaciół nie chce mieć własnych dzieci. Twierdzi, że matką już była. Jak wyglądało dzieciństwo Aleksandry? Jak wydawać by się mogło niewinne i mało istotne epizody z przeszłości wpłynęły na jej dorosłe życie? Jaki był koszt tych decyzji? Czy znasz takie “Ole”?

 

Opowiedziana od końca historia młodej kobiety o presji społecznej, o wyborach, autonomii i… życiu, składającym się ze zwykłych chwil, wesołych momentów oraz małych i dużych dramatów.

 

Lektura obowiązkowa dla wszystkich rodziców.

Zapraszamy do lektury

119478730_341948636946591_5069671124767773260_n

“Matką już byłam”

powieść społeczno-obyczajowa/
literatura kobieca/dziecko w literaturze

 

premiera 26 września 2020 rok

Wydawnictwo LUCKY z Radomia

Redaktor – Halina Bogusz

Okładka – Ilona Gostyńska – Rymkiewicz

ISBN 978-83-66332-32-4

Cytaty

Był ktoś, komu była potrzebna. Ktoś, bo w końcu kot to też człowiek.
Czy tęskniła za beztroskimi pogaduszkami z przyjaciółmi? Jakimi przyjaciółmi? Gdyby miała przyjaciół, to nie musiałaby za nimi tęsknić. Przyjaciele trwaliby przy niej na dobre i na złe. Nie ma przyjaciół i widocznie nigdy ich nie miała.
Ileż można się uśmiechać, kiedy człowiek czuje ukłucie noża w sercu?
(...) unikanie rozmowy nie jest sposobem na rozwiązywanie problemów.
Zawsze znajdzie się „życzliwy”, który musi wsadzić palec w ranę i w niej pogmerać.
Dzieci nie są po to, żeby się rodzicom odwdzięczały na starość i spłacały długi za zmienianie pieluch. Dzieci nie ma się dla siebie. Nie po to powołuje się je na świat, żeby z tego czerpać korzyści. Jako socjolog powinnaś o tym wiedzieć, że dzieci nie są dla rodziców ani dla społeczeństwa. Dzieci są dla nich samych.
Dzieci nie ma się dla siebie. Nie po to powołuje się je na świat, żeby z tego czerpać korzyści. Jako socjolog powinnaś o tym wiedzieć, że dzieci nie są dla rodziców ani dla społeczeństwa. Dzieci są dla nich samych.
Chmurne niebo i chmurne twarze zazwyczaj objawiają się równocześnie.
Zuchem można być również bez szarego mundurka.
Lepiej wiedzieć, co jest złego, niż nie wiedzieć niczego.

Fragmenty

Nasze życie składa się z ciągu tysięcy… milionów, a może nawet miliardów epizodów... {rozwiń}

Nasze życie składa się z ciągu tysięcy… milionów, a może nawet miliardów epizodów. Niektóre bardzo dobrze pamiętamy, bo kojarzą się z wyjątkowo silnymi emocjami, były przez nas mniej lub bardziej przeżywane, odcisnęły wyraźne, mocne piętno. Inne, drobne, niegodne wspomnienia, przewijają się niezauważenie przez nasz życiorys, tworząc całe ciągi wydarzeń albo wręcz odwrotnie, są wyrwane z wszelkiego kontekstu, pojedyncze i nieodnotowane. Bez względu na to, czy odbieramy je świadomie, czy zwracamy uwagę na to, co nam się przydarza, czy przytrafia się nam to mimochodem, każdy taki epizod zostawia choćby niewidoczny ślad na twardym dysku naszej pamięci. Cień cienia. Podobnie jest ze spotykanymi ludźmi. Każdy niesie ze sobą jakąś naukę, jakąś interakcję, jakieś wspomnienie. Po każdym epizodzie jak po każdym spotkanym człowieku coś w nas pozostaje: rysa, zapach, odbicie czy pamiątka. I chociaż tu i teraz przeżywamy małe tragedie albo drobne wydarzenia, nastawiamy się na słuchanie guru i nauczycieli, to tak naprawdę nigdy do końca nie wiemy, co z tego, co nas spotkało okaże się ważne. Który człowiek zapadnie w pamięć. Który z tych drobnych epizodów, które słowa i jakie gesty poznanych w życiu ludzi odcisną w nas najgłębsze piętno. Kto i w jaki sposób, jakie wydarzenie i w którym momencie będzie miało wpływ na nasze decyzje, i wybory, i jakie przyniesie to konsekwencje. Nad tym, jak potoczyło się życie Aleksandry, też zaważyły pojedyncze, drobne epizody. Poznamy je. I ludzi obecnych u jej boku. W tym najbliższych – matkę i brata.

Olka sfrustrowana, przepracowana, zdołowana i do tego z eksplozją hormonów siedziała na podłodze w swoim pokoju... {rozwiń}

Olka sfrustrowana, przepracowana, zdołowana i do tego z eksplozją hormonów siedziała na podłodze w swoim pokoju i usiłowała uczyć się do jutrzejszego sprawdzianu. Szło jej jak po grudzie, bo bolał ją brzuch i spać jej się chciało. Do tego na wuefie rymsnęła na tyłek i teraz było jej niewygodnie siedzieć. Podłożenie poduszki niewiele dało, więc odrzuciła ją na bok.
Tymczasem Jasio właśnie opanowywał trudną sztukę chodzenia i był z tego bardzo dumny. Bardziej siłą inercji i usiłując łapać równowagę, niż w sposób planowany i kontrolowany przemierzał przestrzenie, radując się samym faktem przebierania nogami. Tupot jego nóżek odbijał się odgłosem młota pneumatycznego w czaszce Olki. Piszczał przy tym radośnie, co jeszcze gorzej nastrajało przeciwko niemu siostrę. Mama uparła się, że trzeba uczcić tak ważny fakt, jakim była pierwsza miesiączka córki, i szykowała w kuchni jej ulubione ciasto snickers. Ponieważ było to dość pracochłonne, Jasiek „latał luzem” przez nikogo niepilnowany.
Tup, tup, tup… w jedną… i tup, tup, tup, w drugą stronę. Już samo wodzenie za nim oczami, czy gdzieś nie stuknie głową, przy próbach czytania podręcznika było trudne do zniesienia, a jeszcze malec uparł się, żeby w swoich przebieżkach zaglądać do pokoju Olki. Lekarstwem na to mogłoby być po prostu zamknięcie drzwi, ale Olce nie chciało się wstać, a poza tym miała w sobie już na mur ugruntowane, że zawsze trzeba mieć na brata oko. Kiedy po raz kolejny zawitał do jej pokoju, nie wytrzymała.
– Mamo, weź go! – jęknęła, próbując nakierować Jaśka do wyjścia.
– Za chwileczkę, córeczko, bo właśnie wstawiam ciasto do piekarnika – dało się słyszeć z kuchni.
Jasio przetuptał kilka kroków przez przedpokój i wrócił do Olki. Zainteresował się jej piórnikiem, złapał w rączki i zaczął uderzać nim w łóżko. Ze środka powypadały szkolne drobiazgi. Gumka potoczyła się aż pod szafę.
– Mamo, weź go, bo ja się nie mogę uczyć – prosiła Olka.
A z kuchni dobiegło tym razem:
– Momencik, kochanie, bo mam mokre ręce. Tylko tu pozmywam i już do was idę.
Uderzanie piórnikiem w łóżko przestało być atrakcyjne, teraz Jasiek zaczął nim okładać Olę.
– Mamoo, on mi dokucza – brak reakcji z kuchni, za to Jaś odłożył piórnik i włożył Oli palec w usta.
– Am – powiedział.
– Mamooo! Mamo… No gdzie ta mama? – Olka miała już dość zarówno brata, jak i wszystkiego. – Idź sobie do mamy – burknęła.
– Mama – powiedział zupełnie wyraźnie Jasiek, pokazując na Olę.
– Nie mama, tylko Ola. Mama tam – wskazała kierunek.
Ale Jaś wiedział swoje. Patrząc Olce w oczy i wskazując pulchną łapką, powtarzał uparcie:
– Mama? Mama. Mama.
– Nie jestem twoją mamą – już nieco łagodniej zwróciła się do niego siostra, zdając sobie sprawę,że właśnie jej braciszek powiedział pierwsze zaczarowane słowo.
– Mama – usłyszała ponownie.
– Mama – potwierdziła wbrew faktom i sobie samej. – Tylko ciekawe, dlaczego ja?

Rozochocone towarzystwo po wypiciu kilku kieliszków alkoholu... {rozwiń}

Rozochocone towarzystwo po wypiciu kilku kieliszków alkoholu uznało, że okazanie życzliwości w taki wyjątkowy wieczór jest równie wyjątkowo uzasadnione.
– Hej, przyjaciele, teraz na was kolej. Markowie mają już dwójkę, nasza w tym roku pójdzie do przedszkola, a u was co? Jesteście jedyni, którzy się wyłamują.
– Jest jeszcze Marcin – sprostował Robert, próbując wykręcić się od niezręcznej rozmowy.
– Marcin się nie liczy. Jest zdeklarowanym starym kawalerem, ale i dla niego znajdziemy jakąś dziewczynę. Tyle że to trochę potrwa. Teraz czas na was. A z Marcina zrobimy ojca chrzestnego. Nada się. No to kiedy możemy spodziewać się u was jakiegoś bejbika?
– Nigdy – Olka próbowała uciąć niewygodny temat.
– Nigdy nie mów nigdy, w końcu i ciebie najdzie. Nie chcesz mieć takiego słodkiego bobaska?
– Nie.
– Co ty chrzanisz? Wszystkie kobiety chcą mieć dzieci – kolega nie dawał za wygraną.
– Jak widać, nie wszystkie. Ja nie chcę.
– Zobacz, wszyscy znajomi są dzieciaci – drążył. – Wręcz nie pasujecie do towarzystwa.
– Skoro do was nie pasujemy, to bardzo was przepraszamy, nie będziemy wam psuć zestawu gości – Olka wstała z kanapy i rozejrzała się w poszukiwaniu torebki. – Słyszałeś, Robert, psujemy im kompozycję, idziemy.
I nie oglądając się na męża zdecydowanym krokiem opuściła przyjęcie.
Robert dogonił ją na schodach.
– Co ty odpierdalasz? – spytał wściekły. – Musisz urządzać te swoje manifestacje?
– Nie musiałabym urządzać manifestacji, gdyby nasi kochani tak zwani przyjaciele nie wtrącali się do nas i nie pchali się z butami do urządzania naszego życia.
– Przecież oni dlatego się wtrącają, że nam dobrze życzą – Robert ledwie nadążał za niesioną wściekłością żoną.
– Gdyby nam dobrze życzyli, to uszanowaliby moje uczucia i przestali tak naciskać. Ja im nie wsadzam nosa do garów.
– Jak dalej będziesz stroić takie fochy, to zostaniemy bez przyjaciół, bo wszystkich poobrażasz. Nikt ci nie wsadza nosa do garów.
– Tylko do sypialni, jeszcze gorzej. W dupie mam takich przyjaciół, którzy nie rozumieją, że można mieć odmienną receptę na życie i każą mi żyć pod
własne dyktando. Lepiej zamiast mi ciosać kołki na głowie, znajdź tu jakąś taksówkę.
Tego wieczoru ani w drodze, ani gdy już znaleźli się w domu nie wrócili do rozmowy, ale temat zaczął im ciążyć i zawisł nad nimi jak smog nad Zakopanem

Teoria lenistwa była dość popularna w otoczeniu Oli...{rozwiń}

Teoria lenistwa była dość popularna w otoczeniu Oli. Wyznawała ją również przyjaciółka teściowej.
– Kochana – perorowała, pijąc kolejną filiżankę herbaty i krusząc na dywan ciasteczkami z kokosem – bo to bardzo wygodne. Zobacz, ile mniej prania, nikt po domu nie roznosi ciuchów, nikt nie robi bałaganu. Mniej talerzy do zmywania i sztućców do wycierania. Pościeli masz mniej i ciągle jakieś śpiochy czy inne portki nie suszą ci się nad głową. Jedno kruszy, drugie rozlewa, tu klocek, tam samochodzik, o wózek z lalką wciąż się potykasz, o buty w przedpokoju. Ścinki z wycinanek, ślady po akwarelkach. Stół zamazany kredkami świecowymi, łapy na lustrze, narzuta wiecznie skołtuniona. Nic, tylko chodzisz i gasisz za nimi światło. Puzzli nie można schować, bo jeszcze będzie układać. Przy lekcjach musisz z takim siedzieć, a to makieta do zrobienia, a to jakiś projekt, a to lataj po znajomych albo po bibliotekach i szukaj lektury. A jeszcze koledzy przyjdą, piachu na butach naniosą, bałaganu narobią, a ty tylko lataj ze ścierką i z miotłą i sprzątaj po tym towarzystwie. Jeszcze im kanapek narób, bo przecież to rośnie i ciągle głodne. Wszystko ci wyżrą z lodówki, a ty tylko z tymi siatami w te i nazad. I tych butli z napojami się nadźwigaj, bo nic tylko by żłopali i żłopali. A jak butelkę odkręci, to ani nie zatka z powrotem, ani do lodówki nie schowa, tylko gdzie pił, tam zostawi. A jak mleka wieczorem się chce napić, to szklanki nawet do zlewu nie wstawi, już nie mówię, żeby toto umyło po sobie. Pasty do zębów też zakręcić nie potrafi, a ręcznik to, mówię ci, na raz. Zamiast porządnie umyć ręce, a wiecznie czymś umazane, to tylko pod kran podstawi, raz-dwa i niby umyte. Czasami to mydła nawet do ręki nie weźmie, tylko wszystko w ręcznik wytrze, a mama upierze. I żeby raz wannę po sobie spłukać… Ja nie mówię umyć, nikt nie wymaga, żeby szorowało, ale prysznicem dookoła przelecieć. Siedzi i odmacza tyłek ze słuchawkami na uszach, a potem tylko wyjdzie i nie obejrzy się za siebie, czy porządek został. Podłoga ulana, ręcznik zwinięty w trąbkę, mydło się rozpływa, szczoteczka do zębów byle jak rzucona, nawet z pasty jej porządnie nie wypłucze. Grzebień w jedzeniu, a ogryzki i pestki z owoców to same się wyrzucają. Twoja synowa widać za leniwa do takich obowiązków. A jak dzieci w domu nie ma, to można sobie pazurki zrobić, maseczkę na twarz położyć, plasterki ogóreczka na oczy, muzyczka Martyniuka i relaks… A wiesz, ta moja fryzjerka poleciła mi świetną odżywkę. Mówię ci, cudo…