Julka wyrosła w biedzie. Dla swojego dziecka chce lepszego startu w życie. Ciężką pracą doszła do wysokiego stanowiska i osiągnęła sukces finansowy i społeczny. Swoje plany i ambicje przenosi teraz na Karolinę. Czy jej się to udaje?
Lektura obowiązkowa dla wszystkich rodziców.
Najlepsza książka na jesień
Książka roku plebiscytu GRANICE.PL
powieść społeczno-obyczajowa/
literatura kobieca/dziecko w literaturze
premiera 14 września 2019 rok
Wydawnictwo LUCKY z Radomia
Redaktor – Halina Bogusz
Okładka – Ilona Gostyńska – Rymkiewicz
ISBN 978-83-67787-86-4
Pewnych rzeczy nie wypada robić osobie, za którą chciało się uchodzić.
Idź przez życie tylko doprzodu. Jakby za tobą zapadła się ziemia. (…) I nie cofaj się przed nikim. Jeśli stoicie naprzeciwko siebie, to znaczy, że każde x was przyszło w to miejsce ze swojej strony. Za każdym z was jest odbytaa droga. Ty swoją już znasz. Szukaj nowej. Nie oglądaj się za siebie, bo za tobą nikt nie stoi i nie ma nic. Cofniesz się i wpadniesz w przepaść.
(…) jeśli się kogoś kocha, to trzeba mu dać wolność.
(…) chłopak, który nie przejdzie próby rozstania, nie zasługuje na zaufanie na resztę życia.
Są rzeczy ważne i ważniejsze.
I wydawać by się mogło, że wszystko przewidzieli, gdyby nie to, że są na tym świecie zjawiska nieprzewidywalne.
W końcu całe życie, to spełnianie wymagań.
Nie po to się trenuje, żeby przegrywać.
Żeby ktoś wygrał, ktoś innny musi przegrać i to nie zawsze będziesz ty.
– O trzynastej msza, czternasta odprowadzenie. Nie wiadomo, jak daleko od domu pogrzebowego spocznie… Nie ma co liczyć, żeby przed piętnastą się skończyło – logistyka wskazywała, że nie będzie czasu na lancz, więc w drodze na cmentarz Łukasz wraz z kolegami wpadli do Turka na szybką przekąskę. Jedzenie w pośpiechu wkrótce dało o sobie znać. Już w czasie mszy Łukasz zaczął odczuwać dyskomfort, a w trakcie składania urny do grobu wręcz burczało mu w brzuchu. W drodze powrotnej do samochodu przeprosił kolegów i udał się do toalety publicznej, która znajduje się w pawiloniku tuż przy głównej bramie. Musiał nieźle przyspieszyć, bo w tym momencie czuł się już zagrożenie. Wpadł do pomieszczenia i omiótł je wzrokiem, szukając właściwego kierunku. Kątem oka zauważył coś znajomego, ale nie miał czasu na przyglądanie się, tylko popędził do kabiny. Dopiero, gdy poczuł ulgę, uruchomił kojarzenie.
– Niemożliwe – stwierdził.
Starannie myjąc ręce, nie mógł się otrząsnąć z myśli, że coś jest nie tak.
Wyszedł do przedsionka. Stał tam dziecięcy wózek.
– Taki jak Karolki – pomyślał. – I kocyk taki jak Karolki. I dziecko w wózku jak Karolka… KAROLKA????!!!!!! – Aż się zachłysnął pytaniem. – Co ty tu robisz?
Zdezorientowany rozejrzał się po pomieszczeniu i dostrzegł pobladłą babcię klozetową.
– Co tu robi Karolka? – spytał niezbyt przytomnie, bo nadal do niego nie docierało, że jego oczko w głowie, jego słodka córeczka zamiast spacerować z opiekunką po parku, śpi w publicznym szalecie… Właśnie… Opiekunka! – A gdzie jest opiekunka?! – Natarł na przerażoną już teraz babinę.
– Ja panu to wszystko zaraz wytłumaczę, tylko niech pan się nie denerwuje…
– Jak mam się nie denerwować?! Opiekunka miała się zajmować dzieckiem, zapewnić mu bezpieczeństwo, a gdzie ona jest i co to wszystko ma znaczyć?!
Łukasz nie czekał na tłumaczenia, tylko zabrał wózek, oznajmiając, że panna Agnieszka może się nie fatygować po zapłatę. Pieniądze należne za wczorajszy dzień, bez liczenia i z nawiązką zostawił w postaci garści banknotów w niskich nominałach, wciśniętych w ręce oszołomionej kobiety. Musiał jeszcze tylko usprawiedliwić się przed kolegami, że nie wróci do biura i sami będą musieli ogarnąć raport. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Tym razem najważniejsza była córka. Kiedy go zobaczyli pchającego wózek, o nic nie pytali. I dobrze, bo niby jak miał im wytłumaczyć, że swoje rodzone, wychuchane i wypieszczone dziecko znalazł w toalecie?
Rozmowa Julii z dyrektorką miała ten uboczny skutek, że po szkole rozeszła się informacja, że Karolina trenuje. Uzupełniona o wiadomość, że jeszcze do tego gra na klawiszach. Jakoś do tej pory ani nikt jej o to nie pytał, ani dziewczynce nie przyszło do głowy, żeby mówić o tych zajęciach. Ze względu na trudy, z jakimi jej się kojarzyły, Karolka uznawała je raczej za dopust boży niż powód do chwały. U innych próżność okazała się motywem do kształtowania postaw – nie tylko do podziwu, ale i zazdrości. Nawet dziecko zauważyło zmianę w traktowaniu jej przez nauczycieli i koleżanki. Raptem to na niej pani od wuefu zaczęła prezentować ćwiczenia, chociaż do niedawna wzorem był Eryk lub Milenka. Pojawiły się wyższe oceny nie tylko z wuefu i muzyki, ale również z plastyki. Po raz pierwszy wyznaczono ją do jakichkolwiek publicznych występów. Na Dzień Babci i Dziadka miała solo wykonać na keyboardzie „Sto lat”. Częściej ją chwalono, zaczęto zwracać na nią uwagę i cieplej traktować. Zyskała również większą popularność wśród koleżanek i kolegów. Marlenka dopuściła ją do swojej paczki, Staś przestał jej dokuczać. I odniosła pierwszy w życiu sukces towarzyski – została zaproszona na czyjeś urodziny. Dostała prawdziwe, wydrukowane na komputerze zaproszenie, ozdobione własnoręcznym rysunkiem jubilatki. Wszystkie „najważniejsze” dziewczynki w klasie dostały takie zaproszenie i tylko dwóch chłopców. Miało ich być na uroczystości więcej, bo Adelka miała kilku kuzynów. Zapowiadało się, że zabawa będzie bardzo udana, tym bardziej że miała się odbyć w dziecięcym klubie z dodatkowymi atrakcjami i prawdziwą animatorką. Wszyscy przeżywali tę uroczystość, szykowali prezenty i ubiory… Wszyscy, tylko nie Karolina.
Kiedy uradowana wpadła do domu, wymachując od progu zaproszeniem i skacząc dookoła stołu, jednym krótkim zdaniem została sprowadzona na ziemię.
– W sobotę masz zawody.
Wyglądało to, jakby ktoś zatrzymał film na stop-klatce. Podskakującą Karolkę sparaliżowało w pół gestu.
– Jak to? – zdążyła wybąkać i osunęła się zwiędnięta na krzesło.
– Nie możesz iść na urodziny Adelki, bo tego dnia masz zawody – rzeczowym, zimnym tonem wyjaśniła Julka.
– Ale… – Karolina zaczęła zdanie i w tym samym momencie zdała sobie sprawę, że nie ma żadnego „ale”. – Ja się tak nie bawię. Ty nie trenowałaś, to mogłaś sobie chodzić na urodziny do kogo chciałaś.
Przed oczami Julki przewinęły się wszystkie urodziny koleżanek, w których nie brała udziału. Nie z powodu treningów…. Ile by dała, żeby to zawody stawały jej na przeszkodzie, ile dałaby, żeby choć raz wpaść do domu z takim ogniem w oczach i takim zaproszeniem w garści. Teraz patrzyła na córkę, która mogła wybrać – urodziny albo kariera.
– Urodziny albo kariera – powiedziała na głos.
– Ja nie chcę kariery, ja chcę iść na urodziny do Adelki – łkała Karolka.
– Dziecko – matka była niewzruszona. – Nie po to tyle potu wylałaś na lodowisku, tyle siniaków sobie nabiłaś, tyle godzin babcia albo tata spędzili, marznąc na trybunach, żeby teraz wszystko zmarnować przez jakieś głupie urodziny. Idź do swojego pokoju i przemyśl to sobie, co jest dla ciebie ważniejsze.
– Bo ja bym chciała tak jak ty – Karolina siąkała nosem.
– Nigdy nie będziesz mną. – A kiedy dziecko opuściło pokój, dodała już sama do siebie: – Na szczęście.
Rozmowa Julii z dyrektorką miała ten uboczny skutek, że po szkole rozeszła się informacja, że Karolina trenuje. Uzupełniona o wiadomość, że jeszcze do tego gra na klawiszach. Jakoś do tej pory ani nikt jej o to nie pytał, ani dziewczynce nie przyszło do głowy, żeby mówić o tych zajęciach. Ze względu na trudy, z jakimi jej się kojarzyły, Karolka uznawała je raczej za dopust boży niż powód do chwały. U innych próżność okazała się motywem do kształtowania postaw – nie tylko do podziwu, ale i zazdrości. Nawet dziecko zauważyło zmianę w traktowaniu jej przez nauczycieli i koleżanki. Raptem to na niej pani od wuefu zaczęła prezentować ćwiczenia, chociaż do niedawna wzorem był Eryk lub Milenka. Pojawiły się wyższe oceny nie tylko z wuefu i muzyki, ale również z plastyki. Po raz pierwszy wyznaczono ją do jakichkolwiek publicznych występów. Na Dzień Babci i Dziadka miała solo wykonać na keyboardzie „Sto lat”. Częściej ją chwalono, zaczęto zwracać na nią uwagę i cieplej traktować. Zyskała również większą popularność wśród koleżanek i kolegów. Marlenka dopuściła ją do swojej paczki, Staś przestał jej dokuczać. I odniosła pierwszy w życiu sukces towarzyski – została zaproszona na czyjeś urodziny. Dostała prawdziwe, wydrukowane na komputerze zaproszenie, ozdobione własnoręcznym rysunkiem jubilatki. Wszystkie „najważniejsze” dziewczynki w klasie dostały takie zaproszenie i tylko dwóch chłopców. Miało ich być na uroczystości więcej, bo Adelka miała kilku kuzynów. Zapowiadało się, że zabawa będzie bardzo udana, tym bardziej że miała się odbyć w dziecięcym klubie z dodatkowymi atrakcjami i prawdziwą animatorką. Wszyscy przeżywali tę uroczystość, szykowali prezenty i ubiory… Wszyscy, tylko nie Karolina.
Kiedy uradowana wpadła do domu, wymachując od progu zaproszeniem i skacząc dookoła stołu, jednym krótkim zdaniem została sprowadzona na ziemię.
– W sobotę masz zawody.
Wyglądało to, jakby ktoś zatrzymał film na stop-klatce. Podskakującą Karolkę sparaliżowało w pół gestu.
– Jak to? – zdążyła wybąkać i osunęła się zwiędnięta na krzesło.
– Nie możesz iść na urodziny Adelki, bo tego dnia masz zawody – rzeczowym, zimnym tonem wyjaśniła Julka.
– Ale… – Karolina zaczęła zdanie i w tym samym momencie zdała sobie sprawę, że nie ma żadnego „ale”. – Ja się tak nie bawię. Ty nie trenowałaś, to mogłaś sobie chodzić na urodziny do kogo chciałaś.
Przed oczami Julki przewinęły się wszystkie urodziny koleżanek, w których nie brała udziału. Nie z powodu treningów…. Ile by dała, żeby to zawody stawały jej na przeszkodzie, ile dałaby, żeby choć raz wpaść do domu z takim ogniem w oczach i takim zaproszeniem w garści. Teraz patrzyła na córkę, która mogła wybrać – urodziny albo kariera.
– Urodziny albo kariera – powiedziała na głos.
– Ja nie chcę kariery, ja chcę iść na urodziny do Adelki – łkała Karolka.
– Dziecko – matka była niewzruszona. – Nie po to tyle potu wylałaś na lodowisku, tyle siniaków sobie nabiłaś, tyle godzin babcia albo tata spędzili, marznąc na trybunach, żeby teraz wszystko zmarnować przez jakieś głupie urodziny. Idź do swojego pokoju i przemyśl to sobie, co jest dla ciebie ważniejsze.
– Bo ja bym chciała tak jak ty – Karolina siąkała nosem.
– Nigdy nie będziesz mną. – A kiedy dziecko opuściło pokój, dodała już sama do siebie: – Na szczęście.
Rozmowa Julii z dyrektorką miała ten uboczny skutek, że po szkole rozeszła się informacja, że Karolina trenuje. Uzupełniona o wiadomość, że jeszcze do tego gra na klawiszach. Jakoś do tej pory ani nikt jej o to nie pytał, ani dziewczynce nie przyszło do głowy, żeby mówić o tych zajęciach. Ze względu na trudy, z jakimi jej się kojarzyły, Karolka uznawała je raczej za dopust boży niż powód do chwały. U innych próżność okazała się motywem do kształtowania postaw – nie tylko do podziwu, ale i zazdrości. Nawet dziecko zauważyło zmianę w traktowaniu jej przez nauczycieli i koleżanki. Raptem to na niej pani od wuefu zaczęła prezentować ćwiczenia, chociaż do niedawna wzorem był Eryk lub Milenka. Pojawiły się wyższe oceny nie tylko z wuefu i muzyki, ale również z plastyki. Po raz pierwszy wyznaczono ją do jakichkolwiek publicznych występów. Na Dzień Babci i Dziadka miała solo wykonać na keyboardzie „Sto lat”. Częściej ją chwalono, zaczęto zwracać na nią uwagę i cieplej traktować. Zyskała również większą popularność wśród koleżanek i kolegów. Marlenka dopuściła ją do swojej paczki, Staś przestał jej dokuczać. I odniosła pierwszy w życiu sukces towarzyski – została zaproszona na czyjeś urodziny. Dostała prawdziwe, wydrukowane na komputerze zaproszenie, ozdobione własnoręcznym rysunkiem jubilatki. Wszystkie „najważniejsze” dziewczynki w klasie dostały takie zaproszenie i tylko dwóch chłopców. Miało ich być na uroczystości więcej, bo Adelka miała kilku kuzynów. Zapowiadało się, że zabawa będzie bardzo udana, tym bardziej że miała się odbyć w dziecięcym klubie z dodatkowymi atrakcjami i prawdziwą animatorką. Wszyscy przeżywali tę uroczystość, szykowali prezenty i ubiory… Wszyscy, tylko nie Karolina.
Kiedy uradowana wpadła do domu, wymachując od progu zaproszeniem i skacząc dookoła stołu, jednym krótkim zdaniem została sprowadzona na ziemię.
– W sobotę masz zawody.
Wyglądało to, jakby ktoś zatrzymał film na stop-klatce. Podskakującą Karolkę sparaliżowało w pół gestu.
– Jak to? – zdążyła wybąkać i osunęła się zwiędnięta na krzesło.
– Nie możesz iść na urodziny Adelki, bo tego dnia masz zawody – rzeczowym, zimnym tonem wyjaśniła Julka.
– Ale… – Karolina zaczęła zdanie i w tym samym momencie zdała sobie sprawę, że nie ma żadnego „ale”. – Ja się tak nie bawię. Ty nie trenowałaś, to mogłaś sobie chodzić na urodziny do kogo chciałaś.
Przed oczami Julki przewinęły się wszystkie urodziny koleżanek, w których nie brała udziału. Nie z powodu treningów…. Ile by dała, żeby to zawody stawały jej na przeszkodzie, ile dałaby, żeby choć raz wpaść do domu z takim ogniem w oczach i takim zaproszeniem w garści. Teraz patrzyła na córkę, która mogła wybrać – urodziny albo kariera.
– Urodziny albo kariera – powiedziała na głos.
– Ja nie chcę kariery, ja chcę iść na urodziny do Adelki – łkała Karolka.
– Dziecko – matka była niewzruszona. – Nie po to tyle potu wylałaś na lodowisku, tyle siniaków sobie nabiłaś, tyle godzin babcia albo tata spędzili, marznąc na trybunach, żeby teraz wszystko zmarnować przez jakieś głupie urodziny. Idź do swojego pokoju i przemyśl to sobie, co jest dla ciebie ważniejsze.
– Bo ja bym chciała tak jak ty – Karolina siąkała nosem.
– Nigdy nie będziesz mną. – A kiedy dziecko opuściło pokój, dodała już sama do siebie: – Na szczęście.
Rozmowa Julii z dyrektorką miała ten uboczny skutek, że po szkole rozeszła się informacja, że Karolina trenuje. Uzupełniona o wiadomość, że jeszcze do tego gra na klawiszach. Jakoś do tej pory ani nikt jej o to nie pytał, ani dziewczynce nie przyszło do głowy, żeby mówić o tych zajęciach. Ze względu na trudy, z jakimi jej się kojarzyły, Karolka uznawała je raczej za dopust boży niż powód do chwały. U innych próżność okazała się motywem do kształtowania postaw – nie tylko do podziwu, ale i zazdrości. Nawet dziecko zauważyło zmianę w traktowaniu jej przez nauczycieli i koleżanki. Raptem to na niej pani od wuefu zaczęła prezentować ćwiczenia, chociaż do niedawna wzorem był Eryk lub Milenka. Pojawiły się wyższe oceny nie tylko z wuefu i muzyki, ale również z plastyki. Po raz pierwszy wyznaczono ją do jakichkolwiek publicznych występów. Na Dzień Babci i Dziadka miała solo wykonać na keyboardzie „Sto lat”. Częściej ją chwalono, zaczęto zwracać na nią uwagę i cieplej traktować. Zyskała również większą popularność wśród koleżanek i kolegów. Marlenka dopuściła ją do swojej paczki, Staś przestał jej dokuczać. I odniosła pierwszy w życiu sukces towarzyski – została zaproszona na czyjeś urodziny. Dostała prawdziwe, wydrukowane na komputerze zaproszenie, ozdobione własnoręcznym rysunkiem jubilatki. Wszystkie „najważniejsze” dziewczynki w klasie dostały takie zaproszenie i tylko dwóch chłopców. Miało ich być na uroczystości więcej, bo Adelka miała kilku kuzynów. Zapowiadało się, że zabawa będzie bardzo udana, tym bardziej że miała się odbyć w dziecięcym klubie z dodatkowymi atrakcjami i prawdziwą animatorką. Wszyscy przeżywali tę uroczystość, szykowali prezenty i ubiory… Wszyscy, tylko nie Karolina.
Kiedy uradowana wpadła do domu, wymachując od progu zaproszeniem i skacząc dookoła stołu, jednym krótkim zdaniem została sprowadzona na ziemię.
– W sobotę masz zawody.
Wyglądało to, jakby ktoś zatrzymał film na stop-klatce. Podskakującą Karolkę sparaliżowało w pół gestu.
– Jak to? – zdążyła wybąkać i osunęła się zwiędnięta na krzesło.
– Nie możesz iść na urodziny Adelki, bo tego dnia masz zawody – rzeczowym, zimnym tonem wyjaśniła Julka.
– Ale… – Karolina zaczęła zdanie i w tym samym momencie zdała sobie sprawę, że nie ma żadnego „ale”. – Ja się tak nie bawię. Ty nie trenowałaś, to mogłaś sobie chodzić na urodziny do kogo chciałaś.
Przed oczami Julki przewinęły się wszystkie urodziny koleżanek, w których nie brała udziału. Nie z powodu treningów…. Ile by dała, żeby to zawody stawały jej na przeszkodzie, ile dałaby, żeby choć raz wpaść do domu z takim ogniem w oczach i takim zaproszeniem w garści. Teraz patrzyła na córkę, która mogła wybrać – urodziny albo kariera.
– Urodziny albo kariera – powiedziała na głos.
– Ja nie chcę kariery, ja chcę iść na urodziny do Adelki – łkała Karolka.
– Dziecko – matka była niewzruszona. – Nie po to tyle potu wylałaś na lodowisku, tyle siniaków sobie nabiłaś, tyle godzin babcia albo tata spędzili, marznąc na trybunach, żeby teraz wszystko zmarnować przez jakieś głupie urodziny. Idź do swojego pokoju i przemyśl to sobie, co jest dla ciebie ważniejsze.
– Bo ja bym chciała tak jak ty – Karolina siąkała nosem.
– Nigdy nie będziesz mną. – A kiedy dziecko opuściło pokój, dodała już sama do siebie: – Na szczęście.